niedziela, 27 maja 2012

Dobry spontan nie jest zły.

Z reguły nie przepadam za takimi niespodziewanymi wypadami.
Wolę mieć wszystko dokładnie opracowane, aby ewentualny wyjazd odbył się bez przykrych niespodzianek..
Ale cóż.. nawet tacy ustawieni w tym względzie ludzie jak ja (nie dajcie się zwieść pozorom, w innych sferach żywota jestem totalnie zakręconą osobą) od czasu do czasu potrzebują nagłego skoku ciśnienia dla otrzeźwienia umysłu..
ale dokładniej..
W pobliskiej miejscowości miał się odbyć koncert Kory.. potem dyskoteka i takie bajery.. (to w sobotę).
Razem z dziewczynami byłyśmy nastawione, że pojedziemy na obchody dni tego miasta w niedzielę.. Niby atrakcji mniej.. ale jakoś na Korze nie szczególnie nam zależało.. tak więc wszystko było umówione.. Czym jedziemy, kto po nas przyjeżdża itd.
Aż tu nagle sobota, godzina 19, boisko, ja, Wiolka, Paulina .. i te magiczne słowa:
- Jutro busy nie jeżdżą!

W ciągu dwóch minut podjęłyśmy decyzję.. - jedziemy dzisiaj!
A że ostatni bus był koło 20.. dzikim pędem pognałam do domu..
Wyzwanie było spore.. ale sprostałam.. Z dumą muszę nawet wyznać, że był to mój osobisty rekord..
Pierwszy raz zdążyłam wziąć kąpiel, wysuszyć głowę (jeśli chodzi o moje włosy to nie lada wyczyn) i je wyprostować.
Ponadto się ubrałam, ogarnęłam fejsa, jak mawia moja koleżanka - nałożyłam szpachlę (oczywiście jak to u mnie - w minimalnym wydaniu) i dawaaaj !
Jakoś zdążyłam..

I muszę stwierdzić, że było fajnie..
Po dwóch próbach dostania się po schodkach (które miały metr szerokości, schodziły wzdłuż stromego zbocza, w dół na plac, gdzie była scena), gdy zaczepiła o mnie babeczka z hot dogiem i prawie runęłam na ludzi na dole .. zrezygnowałyśmy z obejrzenia koncertu z bliska.. W sumie i tak szału nie było, więc straty dużej nie ma..
Przynajmniej ja ocalałam! :D - także tym się pocieszam..

A skoro plan główny nie wypalił postanowiłyśmy się powłóczyć po rynku..
Skończyło się na tym, że wynalazłyśmy w parku jakąś potańcówkę (grała kapela, ludzie tańczyli.. może nuta średnia.. ale przynajmniej coś się działo..).
W pewnym momencie zaczepia mnie jakiś gościu:
- Siemasz Kaśka! Pamiętasz mnie?!! Znamy się z podstawówki! Chodziliśmy do jednej klasy!
Moje kumpelki zonk.. ja zresztą nie lepsza..
Myślę.. myślę.. I doszłam do wniosku, że to nie możliwe żebym ja, z gościem na oko 20 paro letnim chodziła do jednej klasy..
Także pytam się cwaniaczka skąd wie jak mam na imię.. Na co on:
- Ale beka.. - i się śmieje..
Sobie myślę.. - ukryta kamera.. czy jak..
Dopiero później się okazało.. że Michał (bo tak miał na imię mój niedoszły kumpel z podstawówki) strzelił jakieś imię na odczepnego.. i (o zgrozo!) trafił..
Jak się dziewczyny śmiały.. 
No ale gościu dobry. nie ma co.

I humor miałabym świetny gdyby nie to, że w pewnym momencie Paulina mi obwieściła, że widziała przed chwilą znajomego chłopaka tańczącego z dziewczyną..
Po chwili dodała, że jest pewna na 99% że był to Damian (czyli mój do niedawna obecny.. a teraz już eks chłopak).
Ludzi niestety było tak dużo, że już później nie zdołałam go wypatrzeć.
Niestety.. albo i dobrze.. Bo jak usłyszałam, że tańczył.. i to już nie ze mną, tylko z jakąś inną panną, to mi trochę dobry nastrój zrzedł..
Kołatanie serca, ciśnienie 'pińcet'.. i pytanie w głowie: jak on ku^wa może tańczyć z innymi?
Odpowiedź jednak jest oczywista i nadzwyczaj prosta..
On tańczy z innymi dziewczynami, tak jak ja tańczę z innymi chłopakami.. bo NAS już nie ma.
Niby to ja zerwałam.
Wiem, że zrobiłam dobrze..
Ale coś czuję, że na wzmiankę o Nim i widok niegdyś uwielbianej twarzy.. jeszcze nie raz.. serce zabije mi mocniej.

Trudno.. Przeżyję i to.. tak ja grono niespełnionych miłości, które już za mną.. I nie znane mi jeszcze problemy, które dopiero pojawią się kiedyś na mojej drodze..

I wiecie co? Przetrwam to wszystko.. jak zawsze.. Z lekkim kłuciem w sercu. Ale z uśmiechem na twarzy. ;)



piątek, 25 maja 2012

Koniec to zarazem początek.. całkiem nowej historii.

Zerwałam.. Powiecie:
- w końcu!..
No tak..
I tak się sobie dziwię, że się odważyłam.. Pół godziny siedziałam trzymając rękę na przycisku ENTER.. i zastanawiając się, czy to rzeczywiście najlepsza opcja. Aż w końcu zdecydowałam.. poszło.. i już.. tak po prostu.. Ponad pięć miesięcy wyciętych z życia..
Ale cóż.. bywa.
Załatwiłam to na gg.. wiem, że nie jest to najlepszy sposób..
Ale prawda jest taka, że my wszystkie ważniejsze sprawy załatwialiśmy pisząc.. Nie umiałabym powiedzieć mu prosto w twarz co mi nie pasuje, zbyt bardzo bałam się, że go stracę.
Ale cóż.. To już stare dzieje. Przynajmniej będę wiedziała jak postępować w przyszłości.. Potraktuje ten związek jako kolejne doświadczenie w moim siedemnastoletnim, co by nie było pozytywnym życiu.
Zresztą jakoś nie mam szczególnych wyrzutów sumienia o to, że finisz nastąpił na GG..
rozpoczęło się bowiem tak samo..
Uważam więc.. że rachunki zostały wyrównane.. sprawiedliwości stało się zadość i takie tam.

I szczerze powiem, że byłam pewna.. że zerwanie to najlepsze co mogłam zrobić..
Zmieniłam jednak zdanie gdy go zobaczyłam. Stał na przystanku.. taki w jakim się zauroczyłam.. ale smutny.
W czasie naszej "kończącej wszystko" rozmowy na GG sam powiedział, że chce, abyśmy byli przyjaciółmi..
Stały tekst - stwierdziłam.. - on jednak zaprzeczył mówiąc, że to, co powiedział traktuje serio.
Ja osobiście szczerze w to wątpię.. Tak się tylko mówi.. a prawda jest taka, że to, aby było tak jak przed TYM wszystkim jest raczej wątpliwe..
Tzn. ja bym chciała.. I myślę, że jestem w stanie do tego doprowadzić. Ale dopóki on będzie miał do mnie żal - ja sama, nie zrobię nic.
I takie niestety są fakty. Zresztą już się poznałam na tej jego obietnicy wiecznej przyjaźni. Wracaliśmy razem busem .. próbowałam nawiązać jakąś rozmowę.. - nie mówił nic.. szkoda.. ale nie mam do niego o to pretensji.
Jestem pewna, że u niego to raczej chwilowe rozterki, które do tygodnia miną.. I powróci do roli wiecznego bajeranta..

Cóż.. Było minęło.. Życie toczy się dalej.. Ogłaszam, że jest to moja ostatnia notka z serii - żałoba po związku. Następna w optymistycznym klimacie..

Ale wiecie.. jedno Wam powiem.. Takie wypisanie wszystkich przykrości i żali.. 'Wygadanie się' .. nawet na blogu.. naprawdę wiele daje..
I pozwala spojrzeć na wszystko obiektywnie.. z perspektywy faktów..
Polecam. - Panna Nieidealna. ;)


A TERAZ UWAGA!
NADCHODZI WIELKI POWRÓT WIECZNEJ OPTYMISTKI! : )

środa, 23 maja 2012

Reklamacji ciąg dalszy.


Miłość? Co to w ogóle jest?
Osobiście prawdziwą miłość wyobrażałam sobie zawsze tak:
jest dwoje ludzi, którzy nie mogą chwili bez siebie wytrzymać. Piszą do siebie.. Wysyłają smsy na dobranoc.. Świetnie się bawią w swoim towarzystwie. Szanują zdanie drugiej połówki i akceptują je w 100%..
Nie wiem.. może moja wizja miłości jest całkowicie przestarzała.. Możliwe..
Chociaż jestem pewna, że grono osób zgodziłoby się całkowicie z moim opisem. Jak wiadomo zdania są różne, a osobiście szanuję opinię każdego, chociaż nikt mi nie każe się z nimi zgadzać. ;)

Skoro poznaliście już moją wizję miłości to może porównajmy je z faktami.
A realia są takie, że w związku, w którym obecnie jestem jest całkiem odwrotnie..
Potrafimy cały dzień siedzieć na GG, nie pisząc do siebie.
Ja nie piszę, bo od małego wszyscy mi wmawiali, że jeżeli chłopakowi zależy to sam wykaże się inwencją twórczą i pierwszy da o sobie znać.. A on? Nie wiem.. może czeka na mój ruch..
W końcu mamy równouprawnienie.. Niby racja..
Ale ja naprawdę żałuję, że nie żyję w czasach, kiedy to do chłopaka należało rozkochanie w sobie dziewczyny..
Teraz coraz częściej dostrzegam.. jacy Ci nasi Panowie są leniwi.. Chłopcy teraz idą na łatwiznę. Myślą, że wystarczy fajnie się prezentować, łowić wzrokiem co lepszą pannę i czekać.. aż sama do nich podejdzie. Nie powiem. W naszych czasach nie brakuje dziewczyn, które bez owijania w bawełnę podbijają do faceta, ale to nie znaczy, że chłopak nie musi robić nic, żeby tą dziewczynę zdobyć i przy sobie zatrzymać.
I żebyście nie myśleli, że mam się za księżniczkę, która czeka na księcia z bajki.. która będzie stroić fochy, udawać niedostępną i zgrywać wielką damę.
Naprawdę.. jestem normalną dziewczyną, która ma swoją opinię na pewne tematy. I może będę w tym wypadku staroświecka.. Ale uparcie będę trzymać się zdania, że to do faceta - należy zdobycie kobiety.

I jedno jest pewne jeśli chodzi o mój pseudo związek.. Ja swojego chłopaka nie chcę zmieniać. Widocznie nie czuje potrzeby żeby ze mną rozmawiać.. Rozumiem.. Ludzie są różni. Ale jeżeli wszystko nas od siebie dzieli to jaki w tym sens? To, że ja nie potrafię zaakceptować niektórych jego zachowań nie znaczy, że inna tego nie zrobi. Naprawdę.. życzę mu jak najlepiej.. I choć będzie mi żal.. To postanowiłam to zakończyć. Może kiedyś, gdy pokocha kogoś tak naprawdę.. dostrzeże różnicę i stwierdzi, że to, co czuł do mnie nie było niczym wartościowym. Bo to, że sądzi, że mnie kocha.. na dobrą sprawę nie znaczy nic.. jeśli nie idzie w parze z czynami.
Może nie zna znaczenia słowa miłość? 
Ale nic.. naprawdę nie chcę go krytykować. Nie wiem co czuje ON. To wszystko przedstawia sytuację jedynie z mojego punktu widzenia..

Wracając do rozmów: Co by nie było nasze dialogi na GG również nie były raczej zbytnio inteligentne.
Ja tysiąc słów.. On coś w stylu - ok, aha, no, itd. (nie twierdzę, że tak było zawsze.. Ale przeważnie).
Nigdy mu nie mówiłam, że mi to przeszkadza.. Nie potrzebuję wymuszonych deklaracji.. Jak by chciał.. Sam by się wysilił. A tak..

Sama już nie wiem. Zerwę - będę żałować.. Ale w końcu mi przejdzie.
A tak? ryczę z bezsilności.. bo wymarzyłam sobie faceta żartobliwego, pełnego życia, podobnego do mnie, z którym mogłabym rozmawiać o wszystkim. Fakty są jednak inne..

Może za dużo wymagam..
Ale jeżeli teraz wydaje mi się, że to chyba nie TO.. to nie wiem czy jest sens zagłębiać się w to wszystko dalej, robić mu nadzieję.. tylko po to, aby za tydzień dwa - naszła mnie kolejna fala wątpliwości..
Jak się życie komplikuje to po całości.. Nie ma co..

poniedziałek, 21 maja 2012

Bałagan w sercu = Bałagan w życiu - pora wziąć się za pożądki..

Oj tak..
w końcu dostałam natchnienia, wstąpiło we mnie coś ożywczego.. coś mnie tknęło.. abym..

dobra.. po prostu mi się nudzi i tak pomyślałam, że można by ten czas jakoś pozytywnie wykorzystać..
Na myśl (o dziwo !) przyszedł mi właśnie blog. No więc cóż.. Sama byłam zaskoczona.. Bo ile to już ? Z dwa miesiące jak mnie tu nie było. Zero oznak życia..
A takie wspaniałe opowiadania miałam pisać ! Oj.. były plany.. Jak zawsze gorzej z realizacją.. Ale nic. Teraz piszę. A kiedy znowu? Lepiej nie wnikać. Za dzień, dwa.. za rok. Różnie może być. Ale z doświadczenia wiem, że lepiej nic nie obiecywać.. Bo bywa różnie.
W każdym razie może coś o życiu.. Mianowicie moim życiu .. Tak dla wiadomości..
Albo o tym co mi żyć nie daje..
Co mam na myśli ?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o faceta.. - przerobiłam na potrzeby własne..
tak, tak.. dobrze widzicie.. FA-CE-TA !

Wiem, wiem.. Sama się w to wpakowałam.. Sama chciałam. Sama wiedziałam, za co się biorę..
Uwag typu! - trza było myśleć - nawet nie słucham. Bo fakty są takie, że ostatnio myślę za dużo. I to chyba dużo, za dużo.. Jak nawet nie bardziej.
Ale do rzeczy. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zdążyłam z nim zerwać (opił się.. inna do niego zarywała.. - on zadowolony. a jakże..) i po jego usilnych staraniach związać się z nim ponownie..
Fakty są jednak takie, że nie jest już tak jak było. Zauważam coraz częściej, że brakuje mi z nim tematów do rozmów..
A prawda jest taka, że chyba sama nie wiem czego chcę..
W momencie rozstania.. chciałam do niego wrócić.. Ale teraz gdy z nim jestem.. mam wrażenie, że to wszystko nie ma sensu.. Nie umiemy ze sobą rozmawiać..Zbyt często zalega głucha cisza.. Chyba zbytnio się różnimy..
I zerwałabym. Gdyby nie to, że około 2 tygodnie temu wróciliśmy do siebie po aż! tygodniowym rozstaniu .. -.-
Sama tego nie ogarniam. Ale teraz jestem pewna.. Lepsze życie singielki niż tkwienie w czymś, co i tak na dobrą sprawę związku nie przypomina.. Jak widzę zakochane pary na ulicach .. obejmujące się, śmiejące itd.. Patrzę na nas..
Obraz ku^wa nędzy i rozpaczy. Zazdroszczę innym tego uczucia. Bo sama chyba na razie nie jestem na nie gotowa..
Może i bym zerwała.. ale.. tak.. bo jest sporo tych ALE:
1. bardzo dobrze znam i wręcz uwielbiam Jego rodzinę.. Co sobie pomyślą gdy zerwę z NIM po raz drugi w ciągu miesiąca..
Pomyślicie.. historia rodem z przedszkola. Zrywają sobie.. tydzień w parze, tydzień solo.. do wyboru do koloru.. Sama pewnie czytając coś takiego u kogoś innego pomyślałabym - co to za rozwydrzona panna.. Żeby nie wiedzieć czego się chce.. A phi..
Pomyślałabym tak.. kiedyś. Ale gdy sama tego doświadczyłam rozwiązanie wcale nie jest takie proste.. Ach.. te miłosne dylematy..
Przeszkoda numer dwa:
2. uwielbiam go..Za nic w świecie nie chciałabym go zranić. (on twierdzi, że mnie kocha) I chyba właśnie ze względu na to cały czas decyduję się próbować nadal.. A nuż się poprawi.. może się zmieni.. Będzie lepiej.
Teraz już wiem, że to raczej mało prawdopodobne.
Kocha mnie.. a gdy mówię mu o swoich problemach kwituje je zwykle słowami: przesadzasz, dramatyzujesz..
Może dla niego to są błahostki. Nie od dziś się mówi, że kobiety wyolbrzymiają pewne rzeczy.. Ale mógłby chociaż spróbować mnie zrozumieć.. 
Nie wiem co zrobić. Może porozmawiać (ew. popisać) z nim o moich wątpliwościach. Że nie wiem co do niego czuję, zapytać, czy on uważa że do siebie pasujemy.. itd..
Myślicie że to dobry pomysł? Naprawdę.. Proszę o rady.. bo siedzę w tym wszystkim po uszy i nie wiem jak się 'wykaraskać' żeby wyjść z tego wszystkiego bez opinii debilki, która nie wie czego chce.. Ale naprawdę. Mam 17 lat. To mój drugi chłopak. Jak tak teraz myślę, to może sama jeszcze nie dorosłam do poważnego związku.. Do miłości. Chociaż z obecnym jestem już około 5 miesięcy nie umiem powiedzieć, że go kocham. A prawda jest taka, że chociaż COŚ do niego czuję jestem pewna, że to nie miłość..
Myślałam, że uczucie przyjdzie z czasem.. Myliłam się.
Dzień po dniu dostrzegam między nami kolejne różnice.
Inaczej patrzymy na pewne sprawy.. Inny mamy styl bycia. Co innego Nas bawi.. To chyba trochę za dużo.
Nie wiem co robić. Mam nadzieję, że znajdzie się jakaś dobra dusza, która to wszystko przeczyta (pozdro.. ;d ) i wspomoże dobrą radą.
Ma wdzięczność będzie nie do opisania.. ;)


Pozdrawiam. <3

sobota, 31 marca 2012

Żyję i mam się dobrze.

Oj.. jak długo nie pisałam.. (a nie mówiłam, że moje samozaparcie i sumienność jest równe zeru). No ale trudno. W takim razie poznajcie tą gorszą stronę mojego ja.
Miałam pisać często.. fakty są nieco inne. Ale nic.. żyje się dalej. Zresztą wątpię, żeby komukolwiek ta moja 'przerwa' jakoś zbytnio przeszkadzała.
A może parę słów o moim życiu?
Słów? ok..
Żyję, egzystuję, raduję się i smucę.. ;) Starczy?
Ogólnie, jak przystało na optymistkę - nie narzekam. Jest jak jest i finito kłanto..
Osobiście i tak dziwię się, że w końcu coś tutaj wyskrobałam. W ciągu ostatniego miesiąca miałam tysiąc sto pomysłów na tą notkę - ale albo z biegiem czasu uznałam je za nic nie warte.. albo po prostu sytuacja się zmieniła, a głupio pisać o tym, czego już nie ma..
W każdym razie jedno jest pewne.. a mianowicie:
Od tego tygodnia. W każdą środę będę publikowała na stronie kolejny rozdział mojego opowiadania.. Oprócz tego będą też oczywiście normalne notki, ale to już w zakresie łaskawości mojej weny twórczej. Z opowiadaniem będzie mniejszy problem iż ponieważ piszę je już od dawna i trochę się tego namnożyło. Najwyższy więc czas coś z tym zrobić.
Gorzej jak mi się repertuar skończy.. No ale może w tedy dopiero się będę o to martwić. ;)
A dzisiaj żegnam się już z Wami.. ;D

wtorek, 28 lutego 2012

Rozwój sytuacji plus gafa tysiąclecia.

Powiem Wam ludzie.. że miłość to bardzo skomplikowana sprawa..
Jeszcze do niedawna miałam wrażenie, że to on nie jest dla mnie odpowiednio przystojny, odpowiednio romantyczny, odpowiednio.. (sratatata.. tu następuje koncert życzeń ;d), jednak ostatnio (o zgrozo!), to właśnie ja zaczynam się zastanawiać, czy jestem dla niego wystarczająco wystarczająca we wszystkich dziedzinach życia i pożycia..
Słowem - chyba zaczyna mi zależeć.
Zresztą..
- która normalna dziewczyna myśli o obojętnym jej chłopaku dzień i noc?
- która wpatruje się w słoneczko GG przy jego imieniu w nadziei, że za parę sekund dźwięk obwieści nadchodzącą od niego wiadomość?
No żadna!
Czyli są dwie opcje. ;)
Albo wysyłacie mnie do Kobierzyna, albo się zakochałam!

Już widzę ewentualne komentarze pod notką sugerujące poddanie mnie ścisłej terapii, ale nie.. nie dam Wam tej satysfakcji.. Gdyż osobiście muszę stwierdzić, iż jest to z pewnością to drugie.
Mimo wszystko.. jak by nie patrzeć.. po co popadać ze skrajności w skrajność? Skoro według opinii "uczonych" zaburzenia psychiczne i miłość to prawie jedno i to samo..
Szczerze? Uważam, że za ten cały zamęt w mojej głowie odpowiedzialny jest właśnie On i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wykryto u mnie chorobę psychiczną i nazwano jego imieniem.
Dobra.. ale kończąc te farmazony.. Oczywiście byłoby pięknie, cudownie i te sprawy.. gdyby nie jego zamiłowanie do napojów procentowych.
W sumie nie przeszkadzałoby mi to jakoś szczególnie.. Ale gdyż w ciągu swojego siedemnastoletniego życia zaobserwowałam jak alkoholizm może człowiekowi zrujnować życie (mówię tu o swoim otoczeniu)- mam do takich używek pewien uraz i mimo wszystko wolałabym żeby się ograniczał.
No i tutaj kilka słów o tytułowej gafie..
Jaka szkoda, że po wysłaniu wiadomości na GG, nie ma funkcji cofnij..
Ale od początku.
Chciałam D. bardzo delikatnie zasugerować, żeby się ograniczał, jednocześnie uświadamiając mu, że nie chcę go zmieniać na siłę. (nie wnikajcie skąd akurat teraz wpadłam na ten 'mądry' pomysł.. ale wynika on z wcześniejszej mojej rozmowy z Nim).
W każdym razie napisałam o nim w trzeciej osobie i wysłałam do kumpeli prosząc o radę.
Ona zatwierdziła. Więc myślę raz kozie śmierć. Skopiowałam.. wklejam i już miałam zmieniać wszystkie - on, D. na - ty - gdy enter sam się wcisnął..
(dobra.. mój palec go wcisnął.. ale to nie zmienia faktu, że prawie odleciałam na zawał..).
Krótko mówiąc niechcący posłałam do Pana D. wiązankę (dobrze, że dosyć kulturalną) na temat jego domniemanych nałogów. A tak oto się tłumaczyłam (patrzcie i uczcie się jak nie postępować xd):

JA: osz mać.. to pojechałam.. xdd 
JA: no dobra.. i tak miałam to wysłać.. tylko w jakiejś łagodniejszej formie.. 
JA: ach ten mój fart.
JA:
no ale trudno.. jak już poszło to może chociaż wytłumaczę, że to miało być odnośnie tych fajek itp. itd.. i ten tego.. xdd
JA: a teraz zapadam się pod ziemię.. xddd


I tak oto przeprowadziłam dialog z samą sobą.. Musicie przyznać, że wyszło bardzo inteligentnie. ;/ No ale cóż. Osobiście teraz bardziej chce mi się z tego śmiać, niż płakać (nie co dzień pierdzielę takie głupoty dodatkowo zwracając się do kogoś tak jakbym go za plecami obgadywała.. ;p).. no ale trudno..
Jak kocha to daruje mi to 'nieporozumienie' .. ;D
W końcu chciałam dobrze.. A co by nie było szczerość w związku to podstawa.

A tu jeszcze skan rozmowy, podczas której kumpela mi doradzała (zresztą baaaardzo umiejętnie ;p) co mam czynić:


JA: szet.. jak mu powiem, że ja to z kimś innym obgadywałam to wykorkuje
PAULINA: no to sama się zastanawiałaś
JA: a w formie trzeciej to tak sobie na jaja pisałam.. no nie? ;p

PAULINA: dobrze jest xD
JA: myślisz że może  to normalnie odebrać? czy się z deczka zdenerwuje?
PAULINA: myślę że normalnie.. ;d
JA: dopisać tam coś jeszcze na koniec?
xdd
chociaz i tak już pojechałam
xddddddddddddd
może nie komplikować dodatkowo jeszcze.?
PAULINA: napisz że sorry że w osobie trzeciej ale wyobrażałas sobie psychicznie że z nim rozmawiasz xDD
JA: ku**a.. i wyjdę na psychopatkę jeszcze
idź się lecz.. xDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Także nie ma to jak rady koleżanek. ;>
Przy okazji przepraszam za przekleństwa, ale była to sprawa najwyższej wagi i sami rozumiecie, że czasem się wyrwie.
I tym 'pogodnym' akcentem zakończę dzisiejszą notkę, a teraz jeszcze parę inspiracji i do następnego.. ;D

Edit: Yeahh! D. to jednak bardzo opanowany człowiek. ;)

sobota, 18 lutego 2012

Szczęście w nieszczęściu, albo nieszczęście w szczęściu.

Ostatnimi czasy byłam świadkiem szczęścia w nieszczęściu, albo nieszczęścia w szczęściu.. Jak kto woli..
Szkoda tylko, że chodzi tutaj o moją 'strefę partnerską' (miało zabrzmieć inteligentnie), a w tej dziedzinie życia, kto jest w związku ten zapewne już tego doświadczył.. że zbyt dużo szczęścia wróży rychłe nieszczęście, a zbyt dużo nieszczęścia oznacza wielkie, mega nieszczęście.
To tak w dużym skrócie.. ;d
Ale dokładniej.
Zwykle jeśli mamy do wyboru dwie informacje.. złą i dobrą. Najpierw prosimy o złą, którą przyjmujemy na klatę (albo na klatkę ;)) - wersja dla kobitek), a następnie pocieszamy się tą dobrą.
No ale cóż. Osobiście zrobię na przekór (a CO! mam prawo) i zacznę od dobrej wiadomości. A mianowicie..
UWAGA! UWAGA! Wygrałam konkurs poetycki.
Chwyciło mnie z deczka zdziwko, gdy mi to babeczka ze świetlicy uświadamiała, bo wiersz pisałam z nastawieniem - byle cokolwiek sklecić.
Ale dobra. Co by nie było to pocieszająca wiadomość.
A teraz ta druga.
Wiersz ten nieoczekiwanie zgadza się z moją obecną sytuacją (czyżbym miesiąc temu coś przeczuwała? hę?).
Reakcja większości z Was na tą 'nieoczekiwaną' wiadomość wygląda pewnie tak: ahaaa.. i co w związku z tym?
Dobre pytanie, ale już odpowiem.. A to, że ten wiersz jest o wątpliwościach związanych z miłością.
I to jest właśnie to moje szczęście w nieszczęściu.
Wiersz nagrodzony.. ale życie tak się trochę pokomplikowało.
Oczywiście jak na PannęNieidealną przystało dalej staram się myśleć optymistycznie, ale mimo wszystko czasem jest ciężko.. Cóż.. pozostaje mieć nadzieję, że to chwilowe komplikacje. ;)
W dużym skrócie:
on się bardzo stara, ale swoim zachowaniem coraz częściej strasznie mnie irytuje. A jesteśmy ze sobą dopiero miesiąc. Aż się boję myśleć co będzie później. Ale cóż. bywa i tak. Łudzę się tym, że czas rozwiąże moje wątpliwości i ostatecznie zakończy dylematy.
A narzekałam na nieskomplikowane życie singielki.
Mam za swoje. ^^

Na koniec kilka inspiracji (bądź, co bądź moda też mnie kręci): 

I do następnego.. ;)

niedziela, 5 lutego 2012

Poemat mądrościowy.

Spokojnie, spokojnie..
To nic, że moja mega długa notka po 'umiejętnej' próbie publikacji poszła w cholerę. A co tam! Przecież zmarnowałam tylko godzinę.. pff..
Szczerze? Gdy zobaczyłam, że jedno ze zdjęć usunęło mi cały post i po podjęciu kilku nieudanych prób resuscytacji - załamałam się.
Ale dobra. Z racji iż jestem raczej optymistką, moja depresja trwała (aż) 5 min, a teraz ponawiam swoje przemówienie. Mam nadzieję, że więcej prób nie będzie.
Także po kolei. ;)

W początkowym zamierzeniu szablon miał wyglądać super, ekstra, czad.
Wyszło jak wyszło. Dopiero wczoraj uświadomiłam sobie, że brak programów graficznych (dziękować bratu, który czyszcząc zawartość komputera pousuwał wszystkie moje rzeczy) równa się brak nagłówka.
A taaakie miałam plany.. 
W każdym razie dzięki temu, że z moich postanowień nic nie wyszło.. możecie oglądać ten piękny szablon w odcieniach różnorakich szarości, przeplatany błękitem niczym bezchmurne niebo w letni słoneczny poranek.
A tak na poważnie? Total ziroł i klapa.
No, ale cóż. Żyć jakoś dalej trzeba.

W początkowej notce bloggerzy zwykle udzielają odpowiedzi na pytanie - dlaczego założyłeś/aś bloga?
Pierwsze co mi się nasunęło (w dodatku niezbyt inteligentne) to : BO TAK! ;d
Albo co gorsza - A CO? NIE WOLNO!
Na szczęście postanowiłam nieco bardziej wczuć się w uzasadnianie odpowiedzi dlatego zacznę może od tego, że miałam już wiele blogów. Niestety z moim słomianym zapałem nigdy daleko nie zaszłam. Na dwóch z nich wytrzymałam coś około roku. I wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że też je w końcu porzuciłam.
Trudno.. może nie było mi dane.
Mimo wszystko muszę przyznać, że po chwilowej przerwie fajnie jest wrócić do starszych postów. Powspominać przeżyte wydarzenia, poprzednie miłości.
A ile przy tym śmiechu. Osobiście stwierdzam czytając swoje napisane parę miesięcy wstecz - posty, że pół roku temu byłam głupia jak but.
Przez krótki okres czasu zmieniło się nieco moje patrzenie na świat, relacje z innymi ludźmi, mam inne zamierzenia, inne plany, cele do których dążę.
Na co dzień się tego tak wyraźnie nie zauważa, a tu proszę.. ;)
Teraz może wydaje mi się, że właśnie napisałam poemat mądrościowy, ale przypuszczam, że czytając to za dwa miesiące - zwątpię w życie.

Na tym chyba zakończę swoje dzisiejsze wywody. Miałam dać parę zdjęć, ale doświadczenie zdobyte godzinę temu nauczyło mnie, że ryzyko w tym przypadku się nie opłaca.
I co?! Już jestem odrobinę mądrzejsza.. A widzicie! Da się. ;)